wtorek, 29 stycznia 2013

Bracia (sic) Wachowscy w polskim parlamencie, czyli Matrix homoseksualny


Rzecz będzie o ustawie o związkach partnerskich, homoseksualnych obsesjach, i filmach, które nam się nie podobają.  

Tuż po obejrzeniu „Atlasu Chmur“ autorstwa (aktualnie) rodzeństwa Wachowskich, żądny odpowiedzi na pewne pytania (domyślam się, że nie byłem jedynym widzem, który po wyjściu z kina zastanawiał się „ale o co chodzi?“), w poszukiwaniu tekstów traktujących o tym filmie natrafiłem na recenzję na względnie popularnym blogu. Autorowi ewidentnie film się nie spodobał. W składającym się z trzech nieszczególnie obszernych akapitów traktacie cały jeden traktował o przemyconym do filmu, przytłaczającym wątku homoseksualnym i niechybnej zasłudze Lany Wachowskiej, Brata, Który Stał Się Siostrą, w umieszczeniu tego wątku w filmie. Według autora filmowcy ulegli homoseksualnej modzie i każdy film musi teraz być o udręczonych pedałach. 

Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie czytam recenzji innego, lub w jakiś okrutny sposób zmanipulowanego dzieła. Po pierwsze, panna Wachowska nie jest homoseksualistą, tylko osobą transseksualną (różnica jest mniej więcej taka jak między posłem SLD i posłem RP, bez urazy dla żadnego z trzech zjawisk). Po drugie, nie wymyśliła tego wątku, gdyż istnieje on w powieści, na podstawie której film powstał. Po trzecie wreszcie, wątek homoseksualny w „Atlasie“ jest tak subtelny, że niemal go nie ma. Pojawia się tylko w jednej z sześciu równoprawnych opowieści w filmie. Scena „łóżkowa“ (jeżeli można ją tak nazwać, bo trwa dziesięć sekund) nie przedstawia więcej niż ucieczki jednego z kochanków z owego łóżka. Cały „romans“ przedstawiony jest w postaci korespondencji dwóch bliskich przyjaciół, w której znajduje się nawet miejsce na opisy miłosnych podbojów u płci przeciwnej. Wprawdzie główny bohater pod koniec wyraźnie oznajmia kto jest miłością jego życia, co jednak nie zmienia faktu, że cała jego historia kręci się wokół jego miłości do muzyki i próbie awansu społecznego.

Wnioski nasuwają się dwa. Albo autor recenzji napisał ją na podstawie trailera i, nie siląc się na obejrzenie całości, pośpiesznie wydał swój wyrok, albo, przy założeniu, że jednak film obejrzał, ma jakąś obsesję na punkcie homoseksualizmu, gdyż  najwyraźniej wyjątkowo udręczony tematem doszukuje się go i demaskuje w miejscach, gdzie jest on ledwie zauważalny.

Obserwując postawę naszych posłów przy okazji ustawy o związkach partnerskich można dojść do identycznych wniosków.  Obejrzeli trailer: w projekcie ustawy, która ma zagwarantować równość obywateli wobec prawa i ułatwienie życia wszystkim tym, którzy z różnych powodów nie chcą, lub nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego, dopatrzyli się tylko uprawiających nierząd pedałów. Zobaczyli tylko „bezużytecznych” zniewieściałych popaprańców, przez których „kobiety nie mają partnerów” (czy postawa posłanki Pawłowicz to osobista wendetta na gejach, którzy jej nie chcieli za żonę?) i których „fanaberii” (usankcjonowania wieloletniego pożycia, prawa do opieki, dziedziczenia wspólnie zdobytego majątku i innych nieistotnych pierdoł) nie można spełniać, bo to szkodzi racji stanu. Ewentualnie: obejrzeli całą ustawę, ale jako, że mają obsesję na punkcie homoseksualizmu, skupili się wyłącznie na nim.

Jaka jest różnica między naszymi posłami, a naszym domorosłych recenzentem w, prawdopodobnie, wieku gimnazjalnym? Otóż okazuje się, że niewielka. Mamy naszą Lanę Wachowską – posłanka Grodzka z pewnością przyczyniła się wielce do wprowadzenia tego gejowskiego wątku w obrady sejmu. Recenzent jest również przewrażliwiony na punkcie homoseksualizmu, gdyż prawdopodobnie nasłuchał się strasznych bajek na dobranoc z „pedałami” w roli głównej – nasi posłowie aktualnie słuchają takich bajek opowiadanych najczęściej z ambony i w gazetkach dla niegrzecznych dzieci („Nasz Dziennik” itp.) i nadal nie wierzą, że pod łóżkiem nie ma potwora. Ewentualnie nasz drogi recenzent sam przeżywa młodzieńcze rozterki związane z orientacją i próbuje odwrócić od siebie uwagę (sobie samemu), ale pozwolę sobie nie brnąć w takie luźne porównania, gdyż wizja geja w szeregach PiSu czy „konserwatywnym odłamie PO” wprawia mnie w osłupienie (to tak, jakby Żyd pracował w gestapo).

Jeżeli komuś nie podobał się Atlas Chmur i nic z niego nie zrozumiał – nic się nie stało. Nie jest to kino, które usatysfakcjonuje każdego i nikt tutaj nie będzie na siłę nikogo uszczęśliwiał. Jest jednak wyjątkowym draństwem napisać recenzję filmu, którego się nie widziało, tylko słyszało od kumpli o czym jest. A już szczytem kołtuństwa byłby zakaz jego dystrybucji, bo podmiot odpowiedzialny stwierdził, że ten film mu się nie podoba i jego nie dotyczy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz