piątek, 17 października 2014

Zadeklarowany homoseksualista, czyli o kwestii wyboru


Nigdy nie brałem udziału w wojnach na definicje czym jest “homoseksualista”, “gej”, czy “pedał” i jakie są między nimi różnice, ale gdybym został przyparty do muru powiedziałbym, że słowo “homoseksualista” trafia do mnie jako termin naukowo-medyczny, używany przez mądre głowy w mądrych książkach, lub na sztywnych wykładach, w celu zachowania odpowiedniego dyskursu i ewentualnego uniknięcia nieporozumień klasyfikacyjnych. Dlatego raczej nie powiem, że “znam kilku fajnych homoseksualistów”, tak samo, jak nie powiem, że “znam kilka fajnych samic” - powiem “znam kilku fajnych gejów” i “kilka fajnych dziewczyn”.  Ale nawet gdybym wyrównał wartość słów “homoseksualista” i “dziewczyna”, to i tak termin “zadeklarowany homoseksualista” jest dla mnie trochę niezrozumiały. Czy można być “zadeklarowaną kobietą”?

Problem może tkwić w tzw. nieoczywistości przynależenia do “branży”. To, że ktoś jest kobietą (zazwyczaj) widać, z homoseksualizmem jest (zazwyczaj) większy problem. Na przekór co bardziej prowincjonalnym przekonaniom “gej” to nie tylko delikatny chłopiec na bezradnych nóżkach, z damską torbą przewieszoną przez zwichnięty nadgarstek, ale często też dopakowany osiłek w ortalionowym dresie. Na domiar złego moda męska “homoseksualizuje” się na potęgę i tym trudniej stwierdzić, czy nasz gejdar wychwytuje kolegę po fachu, czy tylko względnie zadbanego heteryka. Stąd też ból oskarżeń, że wyjawiając swoją orientację manifestujemy swoją seksualność, która powinna zostać zamknięta w zaciszu własnej alkowy.

Może gdyby geje mieli jakieś wyjątkowe cechy wyglądu, np. kolor oczu wyjątkowy tylko dla homoseksualnej orientacji, byłoby inaczej. Tymczasem tak nie jest, i jest to dosyć niesprawiedliwe. Nikt nie wytknie afroamerykaninowi, że manifestuje swoją przynależność etniczną poprzez bycie czarnym w miejscach publicznych. Ale już feministce można zarzucić, że manifestuje swoje poglądy - jest kobietą, ale eksponuje określone, niestandardowe postawy, które nabyła drogą wyboru. Dlatego też można o niej powiedzieć, że jest “zadeklarowaną feministką” - pokazuje w co wierzy, a nie to kim jest. Podobnie jest w przypadku religii, opcji politycznej, gustu muzycznego itp. Wszystko jest “w środku” i wszystko jest kwestią wyboru, świadomego (sami na to wpadliśmy), lub nieświadomego (uważamy, że sami na to wpadliśmy). Z określonych powodów manifestujemy nasze cechy nabyte, które na pierwszy rzut oka mogą być niezauważalne (nie mówimy tu o feministce noszącej spodnie, czy praktykującym katoliku z krzyżykiem na szyi, bo to nadal jest wybór), ale które definiują nas jako ludzi.

Przez to, że homoseksualizm jest “niewykrywalny” i nie ma naturalnych cech zewnętrznych, może być uważany za kwestię wyboru. Tymczasem homoseksualizm nie jest cechą nabytą - czy można w takim razie mówić, że ktoś jest “zadeklarowanym homoseksualistą”? Tak, pod warunkiem, że założymy, że orientacja seksualna jest kwestią wyboru. A skoro orientacja nie jest cechą nabytą, czy można dokonać jej wyboru? Tylko kulturowo - można wejść w związek z kobietą, ale przez to nie przestanie się być homoseksualistą, tak, jak ksiądz poprzez wejście w stan kapłański nie przestaje być mężczyzną. Także mówienie, że jest się “zadeklarowanym homoseksualistą” stoi na równi z mówieniem “jestem zadeklarowanym brunetem”. Wszystko wywraca do góry nogami fakt, że nie tylko geje są brunetami.

Wygląd to jednak nie wszystko. Gdyby geje mieli jakieś zauważalne gołym okiem cechy szczególne, możliwe, że historia gejowskiej dyskryminacji ułożyłaby się inaczej, chociażby dlatego, że „normalni” obywatele widzieliby ilu homoseksualistów jest ich sąsiadami, braćmi, kolegami z pracy i jak niewiele się od nich różnią. W gorszej wersji łatwiej byłoby ich eksterminować, lub „leczyć” w czasach im niesprzyjającym. Z drugiej strony Żydów eksterminowano pomimo tego, że „ewidentnych” cech każdy Żyd z osobna nie ma i wbrew aryjskiej propagandzie nie każdy jest brunetem z garbatym nosem i pokracznym chodem. I tu występuje bardzo trafna paralela: Żydem się jest, ale żydem się zostaje z wyboru. Nawiązując do różnic w „definicjach” z pierwszego akapitu tego wpisu, homoseksualistą się jest, ale gejem się zostaje. I podobnie, jak w przypadku Żydów i żydów, ten wybór sprawia, że Żyd może być zadeklarowanym żydem, a homoseksualista może być zadeklarowanym homoseksualistą (gejem).   

To wszystko oczywiście tylko słowa, ale w związku z tym, że słowa jednak mają wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości, czy mówiąc, że jesteśmy “zadeklarowanymi homoseksualistami” nie podkreślamy tego, że tak wybraliśmy? Czym, w takim razie, różni się “zadeklarowany homoseksualizm” od “homoseksualizmu”? I jeżeli wyznajemy, że jesteśmy “zadeklarowanymi homoseksualistami” nie sygnalizujemy, że “homoseksualizm” jest czymś, z czym można polemizować, jak z feminizmem, czy dogmatami wiary?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz