Nigdy nie brałem udziału w wojnach na definicje czym jest
“homoseksualista”, “gej”, czy “pedał” i jakie są między nimi różnice, ale
gdybym został przyparty do muru powiedziałbym, że słowo “homoseksualista”
trafia do mnie jako termin naukowo-medyczny, używany przez mądre głowy w
mądrych książkach, lub na sztywnych wykładach, w celu zachowania odpowiedniego
dyskursu i ewentualnego uniknięcia nieporozumień klasyfikacyjnych. Dlatego
raczej nie powiem, że “znam kilku fajnych homoseksualistów”, tak samo, jak nie powiem,
że “znam kilka fajnych samic” - powiem “znam kilku fajnych gejów” i “kilka
fajnych dziewczyn”. Ale nawet gdybym wyrównał wartość słów
“homoseksualista” i “dziewczyna”, to i tak termin “zadeklarowany
homoseksualista” jest dla mnie trochę niezrozumiały. Czy można być
“zadeklarowaną kobietą”?
Problem może tkwić w tzw. nieoczywistości przynależenia do “branży”. To, że
ktoś jest kobietą (zazwyczaj) widać, z homoseksualizmem jest (zazwyczaj)
większy problem. Na przekór co bardziej prowincjonalnym przekonaniom “gej” to
nie tylko delikatny chłopiec na bezradnych nóżkach, z damską torbą przewieszoną
przez zwichnięty nadgarstek, ale często też dopakowany osiłek w ortalionowym
dresie. Na domiar złego moda męska “homoseksualizuje” się na potęgę i tym
trudniej stwierdzić, czy nasz gejdar wychwytuje kolegę po fachu, czy tylko
względnie zadbanego heteryka. Stąd też ból oskarżeń, że wyjawiając swoją
orientację manifestujemy swoją seksualność, która powinna zostać zamknięta w
zaciszu własnej alkowy.
Może gdyby geje mieli jakieś wyjątkowe cechy wyglądu, np. kolor oczu
wyjątkowy tylko dla homoseksualnej orientacji, byłoby inaczej. Tymczasem tak
nie jest, i jest to dosyć niesprawiedliwe. Nikt nie wytknie afroamerykaninowi,
że manifestuje swoją przynależność etniczną poprzez bycie czarnym w miejscach
publicznych. Ale już feministce można zarzucić, że manifestuje swoje poglądy -
jest kobietą, ale eksponuje określone, niestandardowe postawy, które nabyła
drogą wyboru. Dlatego też można o niej powiedzieć, że jest “zadeklarowaną
feministką” - pokazuje w co wierzy, a nie to kim jest. Podobnie jest w
przypadku religii, opcji politycznej, gustu muzycznego itp. Wszystko jest “w
środku” i wszystko jest kwestią wyboru, świadomego (sami na to wpadliśmy), lub
nieświadomego (uważamy, że sami na to wpadliśmy). Z określonych powodów
manifestujemy nasze cechy nabyte, które na pierwszy rzut oka mogą być
niezauważalne (nie mówimy tu o feministce noszącej spodnie, czy praktykującym
katoliku z krzyżykiem na szyi, bo to nadal jest wybór), ale które definiują nas
jako ludzi.
Przez to, że homoseksualizm jest “niewykrywalny” i nie ma naturalnych cech
zewnętrznych, może być uważany za kwestię wyboru. Tymczasem homoseksualizm nie
jest cechą nabytą - czy można w takim razie mówić, że ktoś jest “zadeklarowanym
homoseksualistą”? Tak, pod warunkiem, że założymy, że orientacja seksualna jest
kwestią wyboru. A skoro orientacja nie jest cechą nabytą, czy można dokonać jej
wyboru? Tylko kulturowo - można wejść w związek z kobietą, ale przez to nie
przestanie się być homoseksualistą, tak, jak ksiądz poprzez wejście w stan
kapłański nie przestaje być mężczyzną. Także mówienie, że jest się
“zadeklarowanym homoseksualistą” stoi na równi z mówieniem “jestem
zadeklarowanym brunetem”. Wszystko wywraca do góry nogami fakt, że nie tylko
geje są brunetami.
Wygląd to jednak nie wszystko. Gdyby geje mieli jakieś zauważalne gołym
okiem cechy szczególne, możliwe, że historia gejowskiej dyskryminacji ułożyłaby
się inaczej, chociażby dlatego, że „normalni” obywatele widzieliby ilu
homoseksualistów jest ich sąsiadami, braćmi, kolegami z pracy i jak niewiele
się od nich różnią. W gorszej wersji łatwiej byłoby ich eksterminować, lub
„leczyć” w czasach im niesprzyjającym. Z drugiej strony Żydów eksterminowano
pomimo tego, że „ewidentnych” cech każdy Żyd z osobna nie ma i wbrew aryjskiej
propagandzie nie każdy jest brunetem z garbatym nosem i pokracznym chodem. I tu
występuje bardzo trafna paralela: Żydem się jest, ale żydem się zostaje z
wyboru. Nawiązując do różnic w „definicjach” z pierwszego akapitu tego wpisu,
homoseksualistą się jest, ale gejem się zostaje. I podobnie, jak w przypadku
Żydów i żydów, ten wybór sprawia, że Żyd może być zadeklarowanym żydem, a
homoseksualista może być zadeklarowanym homoseksualistą (gejem).
To wszystko oczywiście tylko słowa, ale w związku z tym, że słowa jednak
mają wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości, czy mówiąc, że jesteśmy
“zadeklarowanymi homoseksualistami” nie podkreślamy tego, że tak wybraliśmy?
Czym, w takim razie, różni się “zadeklarowany homoseksualizm” od
“homoseksualizmu”? I jeżeli wyznajemy, że jesteśmy “zadeklarowanymi
homoseksualistami” nie sygnalizujemy, że “homoseksualizm” jest czymś, z czym
można polemizować, jak z feminizmem, czy dogmatami wiary?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz